Site icon MOTOton.pl

Jak długo musimy czekać na nowe auta?

Niedawna pandemia wywołała masę problemów na świecie. Problemów, które widoczny były także wtedy, gdy sytuacja z wirusem została unormowana. Doskonale wiedzą o tym wszyscy, którzy nie tak dawno myśleli o nabyciu nowego auta. Jak obecnie przedstawia się sytuacja? Czy jest szansa na to, że wszystko wróci do normy znanej nam z 2019 roku?

Analizy firmy Carsmile

Analitycy firmy Carsmile przeprowadzili działania, z których wynika, że średni czas oczekiwania na wyprodukowanie nowego auta wynosi obecnie sześć miesięcy. Oczywiście pół roku to nie jest termin, który należy brać dosłownie. Mamy do czynienia z uśrednioną wartością dla całego rynku. Tym samym wzięto pod uwagę różne marki, modele czy typy nadwozia i napędu. Gdyby kogoś interesowały bardziej szczegółowe informacje, na pewno warto wiedzieć, że wśród najbardziej popularnych aut średni czas na wyprodukowanie pojazdu zgodnego z indywidualną konfiguracją waha się od trzech do czterech miesięcy. W tym wszystkim nie można też zapomnieć o indywidualnych preferencjach klientów. Preferencje mogą sprawić, że czegoś będzie brakować i tym samym czas oczekiwania ulegnie znacznemu wydłużeniu.

Trudno dokładnie to wszystko porównać z ubiegłym rokiem, aczkolwiek nie ulega wątpliwości, że w 2022 roku czas oczekiwania mógł wynosić ponad 10 miesięcy. Najważniejsze jest jednak to, że tempo realizacji zamówień można porównać do tego, co działo się przed pandemią. Przed pandemią tempo realizacji zamówień wynosiło około 5 miesięcy. Nic też nie wskazuje na to, aby w najbliższym czasie miały pojawić się jakieś kłopoty w tym zakresie.

Czekają nas spokojne miesiące?

Nie oznacza to jednak tego, że branżę czekają spokojne miesiące. Tym razem nie chodzi jednak o pandemię, a o samochody elektryczne. Wzrost zapotrzebowania na samochody elektryczne to coś, czemu trzeba stawić czoła – tyczy się to producentów, jak i klientów. Naturalnie jest to temat, o którym wielokrotnie jeszcze będzie mowa.

Na teraz najważniejsze jest to, że pojawiają się obawy, zgodnie z którymi wzrost zapotrzebowania na tego rodzaju pojazdy będzie mieć ogromny wpływ na spadek dostępności wielu metali. Metali, bez których auta elektryczne nie mogą powstać. Odnosi się to zwłaszcza do napędów takich aut. Według firmy konsultingowej McKinsey należy spodziewać się potencjalnych niedoborów neodymu, dysprozu, manganu i niobu. Co więcej, na tym nie koniec. To wszystko sprawia, że zwiększenie sprzedaży samochodów elektrycznych może stać się znacznie trudniejszym zadaniem. McKinsey podaje także, że już w 2030 roku niedostatki niklu mogą wynosić aż 20 procent. Z drugiej strony w przypadku dysprozu niedostatki mogą wynieść nawet 70 procent.

Tak pojawia się pytanie, czy jest jakiś sposób, aby skończyło się wyłącznie na niekorzystnych prognozach. W McKinsey twierdzą, że jest szansa na poprawę sytuacji, ale ratunek jest niezwykle kosztowny. Możemy usłyszeć o tym, że konieczne jest zainwestowanie w rafinację i hutnictwo. Ponadto kwota inwestycji powinna wynieść od trzech do czterech bilionów dolarów! Dobrze też spojrzeć na to wszystko w szerszej perspektywie. Na ten moment sytuacja wygląda tak, że wiele surowców występuje w ograniczonych ilościach i niewielu miejscach na świecie. To niejako zmusza naukowców do tego, aby poszukiwać rozwiązań, które pozwolą na produkowanie akumulatorów z użyciem bardziej powszechnych materiałów. Trudno też może mówić o zbliżającym się przełomie, ale dane z USA wskazują na to, że warto zdecydować się na cukier. Z przeprowadzonych badań wynikło, że odpowiednia ilość cukru sprawiła, iż moc szczytowa akumulatora wzrosła o 60 procent.

Przyszłość jest jedną wielką niewiadomą. Pewne jest tylko to, że czekają nas lata pełne wyzwań. Wyzwań, na które przynajmniej teraz nie jesteśmy gotowi.

Autor: Dariusz Buzun

Exit mobile version